Scena Jack Rabbit Slim's

Już widziałem, że to nie był najlepszy pomysł. Byłem w garniturze, krępującym ruchy i z czterdziestką piątką u pasa, która w ramach kilku niefortunnych wypadków, mogła wypalić prosto w moją stopę.
Ostrożnie ściągnąłem buty, by nie stracić i tak zachwianej przez kolumbijke i koke, równowagi. Odłożyłem każdego obok siebie, tuż przy samochodzie i wyszedłem z panną Mią, na sam środek parkietu. Umiałem z zimną krwią zabijać, kraść i cudzołożyć, ale nie potrafiłem przełamać lęku przed wystąpieniem na środku sceny, tańcząc Twista. Też mi odwaga.

Nie byłam pewna co robię ale restauracje z wysokosci sceny prezentowała się całkim niżle.
,,- Jak pani na imię,, -zapytał konceransjer.
- Mia Wallace.
,,- A pani kompan ?,,
- Vincent Vega. - odpowiedziałam grubym głosem.
Kilku gosci się zaśmiało.
-,,A więc pokażcie co potraficie!,,
Włączono muzykę...

Wciąż niechętny i nieprzekonany o własnych umiejętnościach wsłuchałem się w melodie płynącą z wielkich głośników. Skoczna muzyka, idealna do tańca, wgryzała się w moją świadomość jak i jej partnerkę pod-świadomość. Nie wiedząc nawet kiedy, moje kolana śmigały to w lewo to w prawo w krokach Twista. Zaraz po nich dołączyły barki, później ramiona, aż wreszcie, o zgrozo, dłonie. Pląsy te były niekontrolowanym odruchem, na jaki zdobyło się moje ciało. Zupełnie nieprzewidywalnym z jego strony, choć pozytywnie miłą odmianą od mordu i rzezi. Ustawiłem się naprzeciw Mii, w mym radosnym tańcu.

To było niepojęte. Dokładnie nie wiedziała co robi. Wstawiona i troszkę otumaniona srebrnym proszkiem wciągniętym w damskiej toalecie. Poruszała się jednak płynnie wczywając się w rytm.
Ale piosenka... Mia uważała ze ma porąbany teks. Właściwie niewiedziała o co w niej chodzi więc skupiła się na tańcu. Trwało to jakieś trzy minuty a w tym czasie ona i Vinc stali na scenie a większość gapiów żrących swoje zajebiście smaczne frytki, steki hamburgery i inne jakże egzotyczne przysmaki amerykańskiej tuczącej kuchni patrzyła na nich. Nie mogła dostrzeć wzroku obecnych ale wyczuwała go. W końcu muzyka przestała grać a Mia zdziwiła się że nie dostała zadyszki. Z lekkim śmiechem zeszła ze sceny i skierowała się do swoiego stolika 'samochodu'.

// stoliki //

Wybiły ostatnie takty, skocznego Twista. Vincent, poniekąd płatny zabójca, zakręcił się wokół własnej osi, kończąc swe harce. Nieco osłupiali ludzie, wlepiający swój barani wzrok, kręcili głową. Miał wrażenie, że konkurencja nie bardzo ma po co się pokazywać na scenie. Jednak duch walki, to zawsze duch walki. Nie warto byłoby się poddać, tylko dlatego, że żona najbardziej wpływowego człowieka w okolicy, zajebiście dobrze tańczy. I to własnie jest zajebiscie fajne.
Ukłonił się w pas, a niesforna czterdziestka piątka, potanowiła pójść w jego slad i wysunęła się z kabury. Zlapał ją w locie i bezpiecznie umieścił na swoim miejscu. Zszedł ze sceny pod gradem gromkich braw.

---

Wiem, że trzecia forma, ale u licha, jak będziesz pisała w 3 formie, to nic dziwnego że będzie mi się mieszać.